Moja babcia często powtarzała „Nie chciało się nosić teczki, trzeba nosić woreczki”. To przysłowie miało być przestrogą dla mnie, że jeśli nie zdobędę wykształcenia, będą musiała ciężko pracować fizycznie. Teraz jednak, dorosłe kobiety pracujące fizycznie, według przepisów prawa, nie mogą być obciążane więcej niż 8 kg i nikt już nie dźwiga worków tylko używa wózków widłowych. Czyli „woreczki” nie są już takie ciężkie, natomiast „teczki” szkolne często przekraczają 8 kg, więc ważą znacznie więcej niż kiedyś. Dzieje się tak, ponieważ książki są wydawane na dobrym, ale ciężkim papierze kredowym obfito zadrukowanym farbą i dodatkowo w foliowanej okładce. Oprócz podręcznika są ćwiczenia, też często ładnie i kolorowo wydane. A na dodatek rodzice nadgorliwie z własnej inicjatywy lub na prośbę nauczycieli kupują dzieciom zeszyty 60 lub 80 kartkowe w twardej okładce. Sam pusty plecak czasem waży ok. 2 kg, już nie wspomnę o piórniku… to razem daje ciężar, który jest nie do uniesienia przez wątłe mięśnie dzieci i młodzieży, niszczy kręgosłup, jest przyczyną niebezpiecznych potknięć i upadków (szczególnie zimą).
Dzieci też mają prawa, a konkretnie: istnieje zalecenie Głównego Inspektora Sanitarnego w sprawie „Tornistrów Szkolnych”, gdzie jest mowa o tym, jak plecak powinien wyglądać, jak go fachowo spakować i że nie może przekraczać 10 do 15% masy ciała dziecka. Tylko niestety przekracza i nie ma winnego… Nauczyciele rozkładają ręce i powołują się na jeden z punktów tegoż zalecenia, że rodzice powinni kontrolować zawartość plecaków, żeby nie zabierać zbędnych rzeczy do szkoły. Ale co jest zbędne? Ciężki zeszyt do plastyki? Podręcznik do muzyki? Czy ekierka? Rodzic nie wie z czego można zrezygnować, a co będzie potrzebne tego dnia na lekcji. No oczywiście można ograniczyć wyposażenie piórnika, ale jak bardzo? A może te rzeczy są jednak dziecku potrzebne…
Fikcją jest możliwość pozostawiania części przedmiotów i książek w szafkach szkolnych. Szafki w szkole muszą pomieścić ubranie wierzchnie i buty, często zabłocone w zimie. W szafce może być, więc mokro lub może panować nieświeży zapach. Jak tam zostawić książki? Nawet jeśli jakieś dziecko jest na tyle zorganizowane (a to nawet dla czwarto czy piątoklasisty nie jest łatwe), żeby zostawiać część książek w szkole to i tak nie jest w stanie chodzić do szatni na każdej przerwie, więc w szkole nosi pełen plecak.
Problem ciężkich plecaków od lat nurtuje rodziców współpracujących z fundacją „Rodzice Szkole”, ale dopiero obecna Pani Minister Edukacji Anna Zalewska odpowiedziała na apel i w dniu 11.12.2017 zorganizowała robocze spotkanie z przedstawicielami rad rodziców i dyrektorami zainteresowanych Departamentów Ministerstwa Edukacji , którzy zechcieli się przyjrzeć sprawie i wysłuchać zaniepokojonych rodziców.
Ja również uczestniczyłam w tym spotkaniu i chciałabym się podzielić spostrzeżeniami. Przede wszystkim na spotkaniu padło wiele ciekawych propozycji odciążenia plecaków. Byli zwolennicy wprowadzenia lekkich e-booków, które kosztują ok. 300 zł i umożliwiają przechowywanie zawartości wszystkich podręczników. Oczywiście rozbijamy się tu nie tylko o koszty zakupu, ale także obsługi technicznej w przypadku uszkodzeń, awarii oraz zobligowania wydawnictw do udostępniania wszystkich książek w wersji elektronicznej. W skali całego kraju to spore przedsięwzięcie, na które przyjdzie nam poczekać. Cyfryzacja i tej dziedziny wydaje się nieuchronna, ale jeszcze dość odległa. Może nasze wnuki lub prawnuki doczekają czasów, kiedy we wszystkich salach szkolnych w Polsce będą tablice multimedialne, a e-booki, laptopy lub inne urządzenie elektroniczne w teczkach. Nie chodzi tylko o koszty, my po prostu nie jesteśmy jeszcze gotowi i nie chcemy rezygnacji z książki papierowej.
Dlatego najlepszym rozwiązaniem i szybkim do wprowadzenia w życie, byłby zakup dodatkowych kompletów książek do użytku w szkole. Nie znaczy to, że dzieci miałyby podwójnie zakupione wszystkie podręczniki i ćwiczenia. Szkoła zamawiając podręczniki zamówiłaby dodatkowe egzemplarze dostępne dla wszystkich uczniów w klasach, a podręczniki, które dzieci wypożyczają z biblioteki zostałyby cały rok w domu. Dzięki temu nie zniszczyłyby się od noszenia w tornistrze i posłużyłyby przez jeden lub dwa roczniki dłużej. Oczywiście znowu są to dodatkowe koszty, na które ministerstwo prawdopodobnie nie znajdzie funduszy, a jeśli nie znajdzie funduszy to nie może tego narzucić organom prowadzącym szkołę. Padła jednak słuszna sugestia, że nikt nie zabronił Gminie, jako organowi prowadzącemu, dbania o zdrowie swoich młodych mieszkańców. Gmina może wprowadzić swój własny „lokalny program walki z ciężkimi plecakami” i np. doposażyć swoje szkoły w dodatkowe egzemplarze podręczników, tak aby nie trzeba było nosić tych pięknie wydanych, bogato ilustrowanych i niemiłosiernie ciężkich książek w plecaku.
Innym pomysłem, słusznym w moim przekonaniu, byłoby zrezygnowanie w szkole podstawowej z zeszytów grubszych niż 32 kartki. Jeden zeszyt to różnica zaledwie kilkunastu lub kilkudziesięciu gram, ale przy 5 lub 7 zeszytach to już jest sporo. Zwróćmy uwagę też na wykorzystanie zeszytu. Moja babcia pisała drobnym pismem, w każdej linijce i nawet na okładce, bo zeszyty były drogie. Ja szanowałam zeszyty, bo w czasach PRL były trudno dostępne. A nasze dzieci niech szanują i nie zostawiają pustych kartek w zeszytach, choćby ze względu na ekologię! Po co zaczynać nowy temat na nowej stronie, to jest rozrzutność i nierozsądek. Lepiej mieć cienki zeszyt i ciaśniej zapisany.
W imię zdrowia naszych dzieci zachęcam rodziców do podjęcia rozmów w tej sprawie z dyrektorami szkół, z nauczycielami i organem prowadzącym (czyli z Gminą). Uważam, że powinniśmy wspólnie szukać i szybko wprowadzić rozwiązania, które skutecznie obniżą ciężar plecaków szkolnych.
Link: http://www.babice.waw.pl/goniec/goniec_babicki_1_2018.pdf